Sprawozdanie jesień.
Witajcie.
Dawno nas tutaj nie było, a to wszystko z zapracowania. Niestety mieliśmy taki nawał obowiązków, że przebudowa też "zwolniła". Co działo się od ostatniego wpisu:
- umówiliśmy się z firmą na podwieszenie sufitu na 10 października, tak by na górę wprowadzić się na Święta (o tym czy się udało w dalszej części wpisu);
- dociepliłem resztę budynku. "Dociepliłem" to słowo na wyrost - niestety, piętro jest tylko oklejone styropianem, ale dzień jest tak ktrótki, że nie dałem rady zrobić więcej. A tak poza tym, to zacieranie, czy przyklejanie styropianu przy lampie, na bujającym rusztowaniu, na takiej wysokości to nie dla mnie:( Chciałbym pożyć w zdrowiu dla dzieci:)
- Dociepliłem wełną cały dach między krokwiami;
- rozprowadziłem elektrykę na piętrze
- w zeszłym tygodniu zacząłęm budować rusztowanie...pod zabudowę poddasza. Niestety, ekipa pomierzyła pomieszczenia i miała zadzwonić na początku października co należy kupić. Nie odezwali się, więc ja zadzwoniłem. Standardowe "robota nam się przesunęła, ale spokojnie do Świąt zdążymy, w przyszłym tygodniu wjadę do Pana i podam co trzeba zakupić". I znów cisza. Po dwóch tygodniach (początek listopada) Pan przyjechał i powiedział, że "właściwie wszystko ma popisane, ale nasza wspólna znajoma jak się dowiedziała, że będzie robił u mnie to też ma taką robótkę i może u niej będą robili od rana, a u mnie popołudniu". Ja się pytam co tzn po południu, a on "no od 15:00 do wieczora". Powiedziałęm mu więc, że to trochę niepoważne i że my cały czas mieszkamy w tym domu, a przy dzieciach w wieku 2,5 roku i 5 miesięcy, to co wyobraża sobie, że po nocach będą hałasowali. Na to Pan powiedział, że "trzeba się przemęczyć". Powiedziałem, że się zastanowię, a majster miał zadzwonić do końca tygodnia. W międzyczasie porozmawiałem ze znajomą, że to bez sensu u niej do południa u mnie po południu, że lepiej niech zrobi najpierw u mnie potem u niej. A ona: "ale u mnie po południu to odpada, bo mam klientki na paznokcie". No jaki shit. Od mojego zastanowienia do początku grudnia nic się nie działo. W końcu moja znajoma zadzwoniła, że Majster może przyjść od wtorku 2 grudnia, więc odpowiedziałem, żeby mu delikatnie powiedziałą, żeby się wypchał. Zależało nam na zrobieniu tego na Święta, a teraz to mogę to dłubać samemu nawet do wiosny. Więc dłubię:) Na margnesie Majster do Niej nie przyszedł do dnia dzisiejszego, bo na robotę tylko do południa mu się nie opłaca...heh.
Efekty mojej dwudniowej dłubaniny, sufit w korytarzu na piętrze:
- umówiliśmy się z dekarzem na wiosnę. Niestety jesteśmy do tego zmuszeni. I tutaj przestroga. Poniżej aktualne zdjęcia po wakacyjnej renowacji naszego dachu (był o tym wcześniejszy wpis - 10sierpnia). Dach wytrzymał 4 miesiące. Nie umiem powiedzieć kto lub co zawiniło, ale posmarować dach dwukrotnie to chyba żadna sztuka. Więc pozostaje rozczarowanie preparatem. Dowodu zakupu nie zachowaliśmy, pozostaje żal do samego siebie oraz stracony czas, wysiłek i pieniądze. Na szczęście dach nie cieknie (na razie). Na wiosnę planuję zasmarować go kolejny raz czymś lepszym i położyć blachodachówkę.
Jutro zacznę kolejny dzień walki z naszą przebudową. Ileż ich jeszcze?:)
Pozdrawiamy wszystkich i życzymy samych szczęśliwych i budowlanie spełnionych dni w nadchodzącym 2015:)