Witam wszystkich. Pełny rozgoryczenia pisze tutaj, chyba po to by to wyrzucić z siebie. Proszę, przeczytajcie do końca.
Dzisiaj w nocy małżonka budzi mnie i mówi: "słuchaj...chyba mamy mysz". Słucham i faktycznie, coś stuk, stuk. Po drugim stuknięciu już widziałem, że to woda z sufitu kapie na podłogę. Co pozostało? Ubrać się i walczyć od godz 1:00 w nocy do 5:00 nad ranem. Po ciemku, z latarką:(
Jeszcze wieczorem rozlozyliśmy z małżonką folię na stropie, spadki zrobone z desek itd. Problemem jest to, że dookoła są ściany i tworzy się swoistego rodzaju "akwarium". Jedyny "wylot" to przejście na nowy strop, który jest nieco wyżej niż stary. To wystarcza, by woda nie spływała, tylko zostawała w starej części (mam nadzieję, że ktokolwiek zrozumie). Tak więc nasza konstrukcja nie do końca zdała egzamin. Porobiły się niecki, wypełniły się wodą i mimo folii (nie do końca szczelnej) i plandeki pod spodem woda i tak dała radę. W nocy zdjęliśmy folię sciągając ją razem z wodą (było ciężko). Kiedy trochę przestało padać sciągnęliśmy też plandekę zamykając w niej wodę ze stropu i wylewając ją przez balkon. To już było strasznie ciężkie, pracowaliśmy centymetr po centymetrze na odpoczynki. Potem szmatami i czym się dało wycieraliśmy kałuże na stropie. Potem rozlozyliśmy folię i plandekę na płasko, chbya tylko po to by była. Na dodatek przez cały ten czas, co 15 min któreś z nas schodziło zobaczyć do dziecka, wycierało podłogę na dole i wylewało wodę z podstawionych wiader pod sufitem. Po zakończeniu walki pozostało się wykąpac, ubrać w końcu suche ubranie i zjeść śniadanie. Nie spaliśmy nic. Rano przyjechała ekipa, a my pojechaliśmy do pracy. Przez moment wychodziło słońce więc mieliśmy nadzieję, że juz po wszystkim. Niestety.
Godzina 13:00 to istne oberwanie chmury. Wracając do domu wiedziałem, że będziemy już pływać na dole. Wycieraczni nie nadążały zbierac deszczu z szyby, więco czym tu marzyć. Jednak moja ekipa walczyła dzielnie. W deszczu wchodzili co chwilę i wylewali wodę z folii. Po wejściu do domu stwierdziłem, że z sufitu leci, ale do zniesienia. Kiedy trochę przestało to:
moja ekipa wymyśliła coś takiego. 20-25 minut pracy. Jestem z nich dumny, naprawdę.
Oczywiście, po wszystkim musiałem zadbać, żeby moja ekipa zbytnio nie zmarzła w drodze do domu:) Ale jak dobrze patrzeć za okno na deszcz i nie przejmować się, że za chwilę bedzie ciurkiem leciało przez lampę sufitową: